Artykuły historyczne i zdjęcia » 7 Dywizja Piechoty 1918 - 1939

Walki 1939 roku oczami żołnierzy 7 Dywizji Piechoty cz. IV
Walki 1939 roku oczami żołnierzy 7 Dywizji Piechoty cz. IV

Walki 1939 roku oczami żołnierzy 7 Dywizji Piechoty cz. IV

 

Fragment relacji plut. Władysława Wyderki, dowódcy sekcji granatników w 1 kompanii strzeleckiej I batalionu 74 górnośląskiego pułku piechoty:

 

„(…) Dnia 1 września 1939 roku, o godzinie 4.30 rano zbudził nas huk rozrywających się pocisków artyleryjskich, nadlatujących nad nasze stanowisko obronne, położone obok dworca Steblów (dzielnica Lublińca - przyp. AK), gdzie zajmowała pozycje moja sekcja granatników. Sekcja posiadała 3 granatniki obsługiwane przez 12 żołnierzy. Obsługę jednego granatnika stanowiło czterech żołnierzy: celowniczy, granatnikowy i dwóch amunicyjnych.(…)

 

(…)Wreszcie około 7.00 od strony Lubecka ujrzeliśmy tyralierę nieprzyjacielską strzelającą z wszystkich luf, jakimi dysponowały ich kompanie. Rakietami znaczyli kierunki natarcia i osiągniętą rubież. No, wreszcie mieliśmy cel. Rozpoczęły ogień nasze karabiny maszynowe, po chwili włączyły się plutony strzeleckie. Z obydwu stron leciały tysiące pocisków. Wydałem rozkaz i moja sekcja rozpoczęła ogień zaporowy na odległość 500 metrów, albowiem natarcie Niemców ciągle zasilane przez nowe kompanie już się do tej linii zbliżało. Ciężkie karabiny maszynowe umieszczone w schronach grzechotały bez przerwy długimi seriami. Nasz celny ogień przygwoździł niemiecką tyralierę do ziemi. Niemcy okopywali się gwałtownie, wynosili rannych. Po chwili wznowili natarcie. Na horyzoncie ukazały się samochody pancerne i lekkie czołgi. Ogień skierowany na nasze pozycje był niezwykle gwałtowny. A jednak trwaliśmy, skutecznie się broniąc. Wystrzelaliśmy wszystkie 162 granaty z naszych granatników. Kolejne tyraliery wroga zdziesiątkowane wracały na pozycje wyjściowe. Ponieważ amunicja była na wyczerpaniu, wysłałem gońca z biedką do lasu w Kochanowicach, aby z punktu amunicyjnego batalionu pobrać granaty do naszej broni. Nim jednak goniec wrócił, około godziny 12.00 otrzymaliśmy rozkaz od dowódcy batalionu, żeby się cofać wzdłuż szosy częstochowskiej. Nasze zadanie zostało wykonane. Po skutecznej poprzednio obronie, która uznaliśmy niemal za zwycięstwo, zaczął się trudny dla nas odwrót do Lisowa (…)”.

 

Fragment dziennika działań bojowych 7 dywizjonu artylerii ciężkiej, sporządzonego przez dowódcę dywizjonu – kpt. Józefa Kamińskiego:

 

(…)Dzień 1 września 1939 roku.(…)

 

(…)Po przybyciu do dowództwa dywizji, szczegółowo omówiłem wykonanie strzelań z obserwatorem lotniczym, podaję im szereg punktów terenowych, na które według ustaleń, dowódcy baterii mieli przygotować tabele. Po omówieniu technicznego wykonania ognia z lotnikami i umówieniu się co do zadań obserwacji lotniczej, względnie naprowadzenia strzelania przez obserwacyjnego lotnika artylerii, udałem się na placówkę łączności dyonu na Liszce Górnej (dzielnica Częstochowy - przyp. AK), gdzie pouczyłem szczegółowo obsługę o sposobie wykonania strzelań z lotnikiem i pracy na placówce łączności dyonu. Wykonałem to osobiście, gdyż oficer łączności dyonu był zajęty zorganizowaniem łączności drutowej dyonu na wypadek walki w drugiej fazie ugrupowania. Przy tej okoliczności muszę podkreślić doskonałą pracę plut. rez. Kaźmierskiego dowódcy patrolu radio dyonu, który po moim omówieniu pracy placówki łączności dyonu, przeprowadził natychmiast ćwiczenia praktyczne z obsługą placówki tak, że ta, mimo że składała się z samych szeregowych rezerwy, była całkowicie przygotowana do pracy. Placówka była wyposażona w jedną radiostację ROD. Jako kierownika strzelań z lotnikiem wyznaczyłem dowódcę 1 baterii 105 mm, ppor. Sadowskiego.(…)

oprac. Adam Kurus